poniedziałek, 20 lutego 2012

Jakoś tak mi dziwnie, nie czuję nic.
Nieprawda, czuję wiele, ale ogarnął mnie jakiś taki dziwny stan, który charakteryzuje się swoim rzekomym niebytem.
Ziewam, zimno mi, jestem smutna i zmartwiona. Tęsknię.

Cieszę się, że dziś wyszło jak wyszło, że mogłam być, stworzyć możliwość, niegrzecznie się wprosić i przerwać ciszę, sen.

Matura? Szczerze mówiąc najgorsze jest tylko to cholerne wstawanie rano.


Upiekłam owsiane ciasteczka, by zapełnić sobie wieczór, a terazstandardowo mi niedobrze i chyba idę spać. To szczyt, apogeum mojej bezproduktywności. Martwię się o brak polskiego, o maturę prawdziwą, o brak mobilizacji i zniechęcenie mojej osoby, mojego wszystkiego do szkoły.


Czekam w stresie, za dużo we mnie bólu komórek ciała, nerwów, obrzęków i napięć. Musi to jednoznacznie oznaczać tylko jedno. Moje chore serce i nieodporny organizm dają za wygraną, ostatecznie dyszę, tracę równowagę i czuję się, jakby mnie coś przygniotło.
Jutro poczynię krok w przód.



Tymczasem marzę o wakacjach, magicznej kołdrze, ciarkach na twarzy, delikatnym dotyku, braku zniechęcenia czy przymusu. Znikam w pościeli w zapachu masła, wanilii i zielonej herbaty.


Cieknie mi z nosa.



Chciałabym, by moja wiara nie przepadła w czeluściach. Wierzę w wiosnę, czuję ją, każdy pierwiastek mojego Ja drastycznie się o nia uprasza, niemo krzyczy. Miłość i wiosna.


I brak stresu, brak chorych myśli, imaginacji.
Bo to imaginacja, Pani Marto.
Wszystko będzie dobrze!

1 komentarz:

  1. zniechęcenie mojego wszystkiego do szkoy- też to mam, kompletnie.
    czyli robisz nic.
    Wiosny wiosny wiosny pragnę całą sobą.

    OdpowiedzUsuń