czwartek, 26 stycznia 2012

Już!

Wczoraj minęły nam pierwsze oficjalne dwa miesiące. Możnaby rzec: oto się rodzi wobec świata nowa bajka, nowy sen. Tak dotkliwy, realny, chciany, nagły i tylko dla nas, jak chyba nawet nie można było sobie tego wymyślić. Przynajmniej ja nie wymyślałam, to moja największa niespodzianka. :)





Jestem szczęśliwa!
Mimo opryszczki i okropnie bolesnego cyklu i mojego grypoprzeziębienia, które nie daje mi żyć.



Jestem szczęśliwa.




A teraz, Marto, ubieraj się i idź zrobić sobie tipsy, jak prawdziwa plastikowa lala.
Juz nigdy nie obgryzę paznokci, ani nie obetnę ich na zero.











niedziela, 22 stycznia 2012






Patrzy na mnie moja twarz odbita w chmurze
mgły, co wyszła mi z ciała przez szpary w powiekach.
A to jest mgła krwi i już za horyzont ścieka.
A mój wydech co także jest krwią, tylko suchą,
jest wiatrem pionowym co jeszcze zakotwiczony
w róży płuc jest łodygą krążącego ptaka.
Lecz że ziemia się właśnie odwrotnie obraca
obracają się we mnie płuca aż przez usta
wyszarpną się spomiędzy żeber niby chustka.
Więc póki jeszcze jest niebo, moja twarz rozległa,
póki nad horyzontem krew świeci jak jutrzenka,
póty ptak zna miarę swego wywyższenia.
Lecz już, choć o tym nie wie, powoli przecieka
spod tamtego pod ciasne niebo, już pod moją
powieką się rozpływa w ciężki jak całun obłok.


Rafał Wojaczek





Tony wspomnień, tęsknota do podskakującego serca w klatce piersiowej na dźwięk perkusji,
na czucie splecionych dłoni, oddechu na szyi
Szwajcarskiego Noża, zatrzymania świata.




Zakochałke    ?   ?   ?





środa, 18 stycznia 2012

???

W żaden sposób nie potrafię poradzić sobie z moimi włosami, to naprawdę stan ostateczny.  27 stycznia ścinam to w cholerę, a 28 będę ofiarą układania tej sterty kudłów w coś ponoć ładnego. :)





Duży graniastosłup wypełniony powietrzem zamieni się dziś w małe tabernakulum, które chciałabym wyrzucić w przestrzeń kosmiczną. Najwyższa pora pogodzić się z utratą, zrobić oddech i wykonać upragniony krok, święty metr, niezmierzone ilości mil do przodu: zaufać losowi, uwierzyć w siebie, zdobyć się na odwagę i spróbować nazwać uczucia. A teraz pora pomilczeć, wszystko schować.








poniedziałek, 16 stycznia 2012

Śmierć



Czy za wykorzystanie czyjegoś wizerunku bez jego zgody płaci się karę, ponosi odpowiedzialność karną, czy zostaje się zabitym na śmierć?


Ja chciałabym zostać zabita na śmierć.
Albo przynajmniej pójść na spacer w świetle śniegu, w cieple tego światła, w cieple muzyki, w cieple drugiego ciała. Chciałabym uciec od tej chore atmosfery, zrobić sobie urlop od życia i zacząć żyć jednocześnie. Różnią się bowiem te życia diametralnie. Boli mnie wiele w środku, zawodzi i rozczarowuje, a mimo wszystko frunę, w nadziei w sile, uśmiechu, pokusie głupoty. 
Dzień dobry, na imię mi Oksymoron, Paradoks, Niedorzeczność, Synestezja.


Wiele obrazów utkwi mi w pamięci.
Odkopanie starych listów, motywacja do powrotu, gorący kaloryfer, śnieg za oknem i słodki sen.
Jestem odkrywcą. Odkryłam obłęd w oczach, błysk we mgle przejawiającej własności przyciągające.




sobota, 14 stycznia 2012

Strzępki

Kłębki, strzępki, niedopałki.
Szczury śpią tej nocy w jednej klatce. A ja znów przezwyciężyłam, przegapiłam czas na sen. O północy prałam swetry. Dobry wstęp na jakiś thriller psychologiczny. Rozpamiętuję i wyrzucam poza siebie całą tę irytację, złość, bunt wobec nieuniknionej niesprawiedliwości świata oraz głupoty ludzkiej produkującej tony nienawiści. I odwrotnie. 



Matura? Jaka matura?
Gdy zamykam oczy, jestem już dalej. Dzieje się... no właśnie. Tak daleko się nie zapędzam, wolę nie produkować tak wolnych wyobrażeń. Już nie. 


:)








Niczego nie będzie żal.






piątek, 13 stycznia 2012

Porządki.

Porządki, jak w tytule.
Uniesienie duszy, polowanie na radość, satysfakcja.
Klaruję plany na przyszłość.

Lykke Li!  Uwielbiam!

A zdjęcie jest stare, 10 kg temu, w dodatku z mojego prywatnego piekła.

środa, 11 stycznia 2012

Kwestia wolności

Ubolewam nad każdym martwym porankiem, odczuwam każdym mikrometrem skóry nieprzespany czas i przebiegłego Morfeusza, jego ciepłe, miękkie ramiona w sytuacjach najmniej ku temu odpowiednich.
A kiedy czekam, kiedy pragnę, nie ma go. Zostawia mi tony myśli, pragnień i mgłotwórczych łez na noc.

Brak mi snu z przerwami na życie, nie bezsennej wegetacji.
Boję się przeszłości, jej symboli, płaczu i kurzu, początku odwagi, by go pościerać, zrobić miejsce na nowy kurz, jego o wiele grubszą warstwę, o którą zadbam. Czekam na godną trumnę. 

Chciałabym naprawdę zamknąć w swoim życiu etap liceum, edukacji, która nic mi już nie przynosi, uczucia częstoskurczu co tydzień na każdym angielskim, sekunda po sekundzie, tego wszechobecnego zimna, obojętności i milionów igieł w całym środku mnie. Chcę już spokoju, braku konieczności tego i owego.




What I want from you
Is empty your head

They say be true
Don't stain your bed
We do what we need to be free
And it leans on me
Like a rootless tree

What I want from us
Is empty our minds

We fake a fuss
And fracture the times
We go blind
When we've needed to see
And it leans on me
Like a rootless...

So fuck you, fuck you, fuck you
And all we've been through
I said leave it, leave it, leave it
It's nothing to you
And if you hate me, hate me, hate me
Then hate me so good that you can let me out
Let me out of this hell when you're around
Let me out, let me out,
Let me out of this hell when you're around
Let me out, let me out


What I want from this
Is learn to let go
No not of you
Of all that's been told
Killers reinvent and believe
And this leans on me
Like a rootless...

So fuck you, fuck you, fuck you
And all we've been through
I said leave it, leave it, leave it,
It's nothing to you
And if you hate me, hate me , hate me,
Then hate me so good that you can let me out, let me out, let me out
Let me out of this hell when you're around


And fuck you, fuck you, love you
And all we've been through
I said leave it, leave it, leave it
It's nothing to you
And if you hate me, hate me, hate me
Then hate me so good that you can let me out
Let me out, let me out, let me out,
Hell when you're around...
Let me out, let me out, let me out...

It's hell when you're around






Dawno nie znalazłam niczego tak wymownego,
swoistej modlitwy o wymodlenie, o już.



Pierwszy raz od dawna dziś płakałam, w taki sposób.




Pozostaje jeszcze to dziwne pytanie, jak to jest mówić z pełnym przekonaniem "kocham Cię", jak to jest CZUĆ, jak to będzie, czy będzie jeszcze kiedykolwiek.




wtorek, 10 stycznia 2012

Untitled

Jestem świadkiem wszystkich wahań we mnie, wokół mnie. Strasznie ruchomy to czas, jednak nie narzekam, dopóki w tym ruchu obecne są pozytywne sekundy, obserwacje migoczących świateł przez krople, jak zawsze Wtedy. To trudne do interpretacji, więc niech zostanie rzucone na trawienie milczeniu.

Ostatnio zaniedbałam ćwiczenia, muszę zacząć na nowo, trzy dni to bardzo dużo, mam wyrzuty sumienia.
Cieszę się jednak- mój tydzień w końcu pokusił się o zróżnicowanie. Jutro o 18:00 mój egzamin wewnętrzny, w środę poza rutynowymi korepetycjami poprawa z matematyki i w końcu, W KOŃCU spotkanie w sprawie projektu teatralnego (cieszę się!). W czwartek rozluźnienie, w piątek wielce koncert noworoczny w jakimś Zabrzu, w jakimś Gdzieś- nic nie wiem, to tylko takie urywkowe słowa: "17:00, Sienkiewicza, BĄDŹ, dwie nie-smętne piosenki, bardzo się cieszę, do zobaczenia." Mimo wszystko to miłe dostać telefon od dyrektora szkoły i MDK, nie spodziewałabym się tego. Swoją drogą to zabawne, skąd oni wzięli mój numer telefonu ;) W sobotę ćwiczymy po raz pierwszy poloneza, a w niedzielę znów próba z chłopcami! Licznik obrotów w skali tygodnia znacznie więc przyśpieszył.


Pomimo bolących uszu, jestem całkiem zadowolona, choć dostrzegam wiele mankamentów, niedociągnięć i poprawek, ale odezwała się we mnie jakaś taka iskierka nadziei, wiary w możliwości. Jakikolwiek cień publikacji tekstu przerastał moje wyobrażenia, ale suma sumarum nie było drastycznie.

Pierwszy raz poczułam dziś tak dobitnie odrębność, takie wewnętrzne "co ja tu, kurwa, robię?" wydzierało się ze mnie starannie. Nie podobało mi się dzisiejsze podejście mej wspaniałej klasy do żartu [całkiem udanego] na lekcji polskiego. Trzeba nauczyć się wyczuwać smak. Czuję się jak urywek tekstu, których ostatnio w mojej głowie naprawdę dużo, może coś znów pozlepiam, kto wie.

Spotykam znajomych ludzi, którzy mnie nie poznają, dziwią się, że tyle zmian zaszło, że niby to tak szybko, a przecież, cholera, to już pół roku, PÓŁ ROKU od mojego końca, upadku, czy to źle, że wstałam, zachciało mi się żyć z dala od wszystkiego, co stare, co złe? Czy to źle, że żyję? Świecie, halo, wypowiedz się teraz, nie milcz mi w twarz, szumiąc, gdy tylko się odwracam, odwagi!

Czas mi mija na muzyce, znów jak we wstępie- wokół mnie, we mnie.



Ty się boisz strachu,
boisz obrzydzenia
Ktoś zatruty sobą
nigdy się nie zmienia
...


Gdzie, gdzie ten mój liryzm z inwentaryzacji? Wracaj!













poniedziałek, 9 stycznia 2012

Tytuł?

Nigdy nie przepadałam za tytułowaniem tych moich rzekomych myśli nieuczesanych
[tak, pan Lec przewraca się teraz w grobie]. 
W momencie wejścia tu, przypomniałam sobie o tym całym dziwnym zajściu- na lekcji zamiast pisać notatkę, weszły mi do głowy dziwne myśli, które napierając z każdej strony, prosiły: ZAPISUJ,  z a p i s u j !
I tak też było.
Przedstawiam Wam moje   Requiem dla snu, trzy razy dziennie. 
Skutki uboczne: zwalczanie bólu istnienia.

Wkrada się tutaj dziwny czas, niespotykane reakcje i nie potrafię tego jakkolwiek objąć pojęciem. Może to przez nieumiejętność mówienia o rzeczach prostych, tak prostych, że głupie wydaje się nam ich nazywanie. Toniemy w morzu patosu i względnych pojęć, tworzymy stereotypy i tak naprawdę nic wartościowego. Chorujemy na śmiertelną chorobę zwaną zyciem- paradoksalnie dane nam jest przeżywać cud, nawet w najgorszych chwilach. 
Codziennie dziwię się samej sobie, staram się zgłębić tejamnicę mojej wyrozumiałości, cierpliwości, tych wszystkich cech, których ogromnie dawno nie było, a istniało jedynie przekonanie o ich posiadaniu. To dobre zdziwienie, nauka pokory poprzez ciepło i światło.
Brak mi wiary w siebie, zaufania, czyjejś wiary we mnie, mimo tych wszystkich niezwykle dobrych oznak, poprawy mojego marnego dotąd jestestwa. Nowe miejsce do zagracania sprawia, że wylewam z siebie te wszystkie słowa, jak nigdy wcześniej- nie pamiętam, by kiedykolwiek było ich tak dużo i formowały się tak lekko, łatwo.
Myślę o strachu, ja boję się życia, jego schyłku i końca, wiary w coś poza, skoro życie kształtuje nas tak dobitnie, całkowicie- jeśli tylko potrafimy to dostrzec i wykorzystać, a także przyjmować ciosy z pokorą i rozsądkiem. Czuję się taka pełna, lecz ze wszystkich sił poszerzam przestrzeń na skarby tej przygody- a może to następuje samoistnie i znów wracam w martwy świat przekonań bez odzwierciedlenia? Strach, strach, zacieśniają mnie tony strachu i troski.

Podejmuję nowe kroki. 10 stycznia egzamin wewnętrzny, trzeba było mi dziewięciu miesięcy na mobilizację. Poza tym wrzuciłam pierwszy cover w sieć, mimo jakości wykonania jak i samego nagrania, jest to jakiś progres- w przyszłości chciałabym jedynie uniknąć wstydliwych fałszów i zaburzeń rytmu, bo wstyd, wstyd. Mimo to, chyba warto się jakoś pokazać, nie wiem, lecz słyszałam wiele głosów mnie do tego zachęcających i posłuchałam. Bo w słyszeniu i  s ł u c h a n i u  przede wszystkim, świata, tego co w nas samych, tkwi sens układania czegokolwiek. 


Dużo tu tego, jestem w szoku. 
Mobilizuję się, staram się być odpowiedzialną, kochaną, cierpliwą, mądrą i twórczą Martą.
Idylla, Utopia. Tak więc pewnie się nie uda.

A na koniec mój lumpeksowy skarb! I lubię moje włosy!







niedziela, 8 stycznia 2012

Kropki, kreski...



Wypadałoby wytłumaczyć to dziwne zjawisko przeniesienia i znacznie większego wkładu w powstanie mojego kolejnego śmietnika myślowego, niż dotychczas. 
Obiecałam sobie, że będzie inaczej. 
Chcę zobaczyć zmiany, uniknąć wstydu, nasycić się sobą, nasączyć wiedzą i czuciem. 
Dziwnie tak w nowych progach, a z drugiej strony u siebie, jak nigdy. 
Nie boję się, nie było źle.

 
Miałam, mówiąc szczerze, zacząć jakoś tak szumnie i dumnie, 
ale może to lepiej, że zmienności mi nie brak.
Tęsknię za śpiewem ptaków, dość mam szumu samochodów i mokrych chodników, 
zimnego nosa, samotności.
Ostatnio kłębi się we mnie wiele myśli, spostrzeżeń. Piszę i kasuję, piszę i kasuję.
Nadaję się, lecz chyba nie dziś, a przecież w mojej dzisiejszej tułaczce z każdym krokiem wbijałam sobie skrupulatnie do głowy te wszystkie słowa, by ich nie zapomnieć.
I nie zapomniałam, tylko ucierpiała jakość, zdolność przekazu.

Postaram się rzadziej przeklinać.
Utwierdziłam się w braku chęci posiadania pekińczyka w przyszłości.


Oto się rodzi wobec świata
nowa bajka, nowy sen.
rozszyfrowuję, uczę się bezszelestnie,
a głos w środku 
coraz donośniejszy.

"O siebie, o jutro, o nas"
Ja także.