wtorek, 28 lutego 2012




Nigdy nie zawodzisz specjalnie, ale zawodzisz. Fajnie tak rozmawiać o szczęśliwych zakończeniach, ale jeśli ktoś nie dotrzymuje słowa i ciągle nawala to trzeba mu w końcu powiedzieć "wal się". Albo coś w tym stylu. A szczęśliwe zakończenia, czy przebiegi, owszem, są ograne, ale się zdarzają! Jednego dnia śnisz, a następnego sen staje się rzeczywistością. Warto zrobić krok w przód, uświadomić sobie, że pewien etap w naszym zyciu to tylko przejściowy, głuchy krytycyzm.

To całe odczuwanie, ten tak eteryczny byt, w którym bolą włosy, to cecha ludzi analogowych, żyjących w cyfrowym świecie, gdzie już nie raz czułam się jak stara dziwka z wypadającą macicą i, co najgorsze, byłam obojętna. Czując odrazę, czuje się. Będąc obojętnym nie czuje się, no właśnie, zupełnie nic.Byłą pora, by powiedzieć: "Na moje oko umieramy." Nie wiem, dlaczego, nie zrobiłam tego. Rozmowa i seks idą w parze, i już. Nie ma fundamentów, burzą się najpiękniejsze dachy. Zresztą, nie tylko w związku. Czasem latają jeszcze odłamki. Potem już tylko chodzisz po niemej, szklistej (szklanej?) pustyni. Sam. Boso.

Najważniejsze jest to, jak traktujesz rodzinę.

Możnaby pomyśleć, że ominęło nas wszystko, co najlepsze: dobra koka i koncerty Stones'ów. Zdesperowani i spragnieni uczucia, szukamy go nawet w czystym seksie. A czasem odwrotnie- bronimy się przed uczuciami, bojąc się, że przyjdą i ów wspaniały, czysty, obłędny seks nam popsują. Czasem jednak warto zaryzykować. Czasem się udaje, dwa światy da się połączyć! Problemem jest właściwa osoba. Trafisz- jesteś szczęściarzem, doświadczyłeś cudu. Niezależnie od tego ile potrwa, czy się uda. Człowiek to istota schematyczna, nie pojmuje końca początku, za to przechodzi od razu do kontynuacji. Pomijając etapy nie możemy zbudować niczego trwałego, pomijając granice tych etapów, o. Myślę, że żyjemy w czasie kochania idei miłości, coraz bardziej to widzę.

Świat tonie w walutach, podczas gdy za najdroższe rzeczy nadal przychodzi nam płacić łzami, ot co, cały system wartości.

Upadłam w końcu na głowę, więc zrodziły się myśli, jakaś taka nieopisana chęć... opisania ich. Zapaskudziłam sobie cały mój skrupulatnie zapisywany notatnik. Teraz niepodważalnie nabrał charakteru. Cóż z tego, skoro suma sumarum ląduję tutaj. No, rzecz jasna, nie wszystko.


Gdy ktoś kocha bez wzajemności, staje się cyniczny. 

Ludzie są coraz głupsi. Obrastamy w technologię, a komputery stają się automatami do dymania. Miały nas uwolnić i zdemokratyzować, a tak naprawdę dały nam tylko całodobowy dostęp do dziecięcej pornografii. Zamiast pisać, ludzie blogują. Nie rozmawiają, tylko piszą skrótami, nie zważając na gramatykę. Jedni idioci pseudokomunikują się z drugimi przy użyciu protojęzyka bliższego mowie jaskiniowców. Dokładam się do tego, dlatego poniekąd sobą gardzę.



Zawsze chciałam poczuć to ukłucie przeszłosci, mając usta, które wcześniej miał ktoś inny. Kochać je i być dla nich najdelikatniejsza, najcieplejsza, najlepsza. Tak, by ich właściciel oddawał mi je najbardziej, był świadomy, że wcześniej nie robił tego AŻ tak, choć wtedy tak myślał. Nie ma nic smaczniejszego, niż bycie powodem pozytywnej pomyłki i odwrotnie, mylić się tak przyjemnie, tak dobrze. Będąc mistrzem namaszczenia, marzę o "Zawsze", o tym, jak by to było. Jednak rzeczywistość, życie, dały mi już nieźle w kość, tak samo jak i drugiej stronie, nawet już Nam, razem. Obecnie znajduję się w momencie, w którym człowiek chce zachłystnąć się tym "Zawsze", przysięgać sobie jak najwięcej, jak najprawdziwiej i wierzyć w jak najlepszy obrót spraw. To przecież nic złego, niech się dzieje!
Uwielbiam to, że w całej tej euforii jest miejsce na zachowanie dystansu (zdrowego!), rozsądku, lecz tylko tam, gdzie trzeba. Uwielbiam nasze zacieranie się granic, utratę linii, karmienie się sobą nawzajem. Teraz   J E S T E M  , ciężko pracuję, by w końcu marzenie stało się rzeczywistością, choć nie kosztuje mnie to żadnego wysiłku: jestem sobą. Prawdziwą, czułą, dobrą. Mogę taka być, bo w końcu nie dźwigam wszystkiego sama, mam pole do popisu. Kto wie, co to będzie. Na pewno jest to najdojrzalszy, najlepszy moment mojego dotychczasowego życia. Łączę szaleństwo i świadomość, czuję, że dorastam i w końcu ROZKWITAM. Otaczam się pięknem. Chcę żyć. To mi właśnie daje to ukłucie, wciąż obecne, ukłucie, którego zawsze chciałam doświadczyć, nawet będąc szczęśliwą, Kiedyś. Istnieję w zdrowej, szczęśliwej przystani, która, W KTÓREJ paradoksalnie non stop gnam, gnamy do przodu. Na lepsze.




Kilka obrazów.
Smacznego.
Przepraszam, jeśli doznaliście słownej zgagi, przemęczenia lub wrażenia, iż choruję na grafomanię.

13.11.2011

8.12.2011

3.02.2012

14.02.2012

15.02.2012

21.02.2012

27.02.2012





poniedziałek, 27 lutego 2012

Upadłam na głowę.
Ale świat pozostał taki, jaki był przed upadkiem.


Tym bardziej się cieszę!
To nie mój świat jest kruchy, lecz ja.
A z tym już można coś zrobić.
Robię.
Robimy.



:)





sobota, 25 lutego 2012

Są takie piosenki, w których chciałoby się przytoczyć cytat ,bo jest tak cholernie trafny, tak oddający jakiś stan. Ja znalazłam cytat, będący całym utworem. Od jakiegoś czasu aktywnie szperam i są rezultaty, oj!

Wróciłam, cała i zdrowa.


***



Hej, tuż obok niej
zajęte jest miejsce, innego już nie chcę
Hej, tuż obok niej
Zajęte jest miejsce, innego już nie chcę
Przede mną chłopców już trzech Ciebie całowało
Miłość i wierność po grób Tobie przysięgało
A my nie będziemy spieszyć się
Choć twych ust tak bardzo chcę
Gdy przychodzi ten czas
To zawsze się wie.


I wtedy każde z nas
Uwierzy jeszcze raz,
że nie puszczą ręce się
Że to szczęście a nie pech
Zakochać się.
Zakochać się.


Ona chce męża i dziecko mieć przed trzydziestką,
Bo wie, że później bywa z tym ciężko
W nim się zapala zielone światełko
Już dawno przy nikim nie czuł się tak lekko
Wiec chodzą do kina, na lody, wakacje planują
O wspólnej starości marzenia snują
I nie ma znaczenia i myśl ta już ich nie dzieli
Że kiedyś tą starość z kim innym mieć mieli.


czwartek, 23 lutego 2012








Złe sny, a w nich potwory, co mają ludzkie twarze.
Boisz się zbudzić- a nuż się okaże, że to nie sen, a jawa- że to nie życie, a śmierć.












środa, 22 lutego 2012

Wrócę, jeśli będę cała i zdrowa.
Idę ukryć się przed światem.
Boję się i odezwał się we mnie tchórz.

W mojej jaskini nie ma miejsca nawet na realizację uczuć.
Wdarł się strach. STRACH.


Cześć.

wtorek, 21 lutego 2012

Wczoraj stwierdziłam, że nie potrafię się odnaleźć w sieci. Stan ten towarzyszy mi również dziś, teraz. Mam także przeczucie, że prędko nie minie.


Chciałabym żyć.
Rozbić szklaną powłokę mydlącą oczy budowaniem hierarchii pozornych priorytetów, gdy tymczasem tym prawdziwym brak tlenu.


Wszystko mnie boli, jestem zagubiona i pierdolę już te próbne matury, a zwłaszcza wszystkich, którzy szemrzą na temat mojego wczesnego wychodzenia z sali oraz tych, którzy po zamknięciu drzwi otwierają niezmiennie swoje twarze i zaczynają analizować wszystkie polecenia krok po kroku, przedyskutowując to ze wszystkimi, czy tego chcą, czy też nie.




Pozdrawiamy was serdecznie z Tu i Teraz, bez ciężaru pierdół, a jeśli już to tlyko chorych imaginacji, bo w tym jestem dobra, w strachach, lękach.


Marta i Niedźwiadek

poniedziałek, 20 lutego 2012

Jakoś tak mi dziwnie, nie czuję nic.
Nieprawda, czuję wiele, ale ogarnął mnie jakiś taki dziwny stan, który charakteryzuje się swoim rzekomym niebytem.
Ziewam, zimno mi, jestem smutna i zmartwiona. Tęsknię.

Cieszę się, że dziś wyszło jak wyszło, że mogłam być, stworzyć możliwość, niegrzecznie się wprosić i przerwać ciszę, sen.

Matura? Szczerze mówiąc najgorsze jest tylko to cholerne wstawanie rano.


Upiekłam owsiane ciasteczka, by zapełnić sobie wieczór, a terazstandardowo mi niedobrze i chyba idę spać. To szczyt, apogeum mojej bezproduktywności. Martwię się o brak polskiego, o maturę prawdziwą, o brak mobilizacji i zniechęcenie mojej osoby, mojego wszystkiego do szkoły.


Czekam w stresie, za dużo we mnie bólu komórek ciała, nerwów, obrzęków i napięć. Musi to jednoznacznie oznaczać tylko jedno. Moje chore serce i nieodporny organizm dają za wygraną, ostatecznie dyszę, tracę równowagę i czuję się, jakby mnie coś przygniotło.
Jutro poczynię krok w przód.



Tymczasem marzę o wakacjach, magicznej kołdrze, ciarkach na twarzy, delikatnym dotyku, braku zniechęcenia czy przymusu. Znikam w pościeli w zapachu masła, wanilii i zielonej herbaty.


Cieknie mi z nosa.



Chciałabym, by moja wiara nie przepadła w czeluściach. Wierzę w wiosnę, czuję ją, każdy pierwiastek mojego Ja drastycznie się o nia uprasza, niemo krzyczy. Miłość i wiosna.


I brak stresu, brak chorych myśli, imaginacji.
Bo to imaginacja, Pani Marto.
Wszystko będzie dobrze!

niedziela, 19 lutego 2012

Mały Jimmi





















 Dostałam list. Dostałam kolejną dozę piękna. I wierzę, głęboko wierzę.
W siłę, pozytywne scenariusze, mimo wszystko udane życie, piękno.
Wierzę w Ciebie, wierzę w nas.







Uczę się nosić szczęście w sobie.

Brakowało mi śpiewu ptaków.
Chcę wierzyć, że nadchodzi wiosna.






sobota, 18 lutego 2012




















Tony wspomnień.
Dzień dobry, świecie, czuję się o wiele lepiej!
Cóż z tego, ze przegapiłam badania, co z tego, że były cholernie ważne.
Chciałabym dostać nagle aparat i coś porobić.Coraz bardziej mi tego brakuje.


Rogalik z masłem, herbata z cukrem, powtórka z polskiego i czekanie.
Chore sny, moje chore myśli nie dają mi spokoju.


Nienawidzę swojej ciapciowatości.

niedziela, 12 lutego 2012

Bez tytułu, trudno coś powiedzieć.

Czy to natręctwo? Drugi raz dnia dzisiejszego coś piszę, czuję się niezręcznie, biorąc pod uwagę moją średnią częstotliwość. Tak sobie po prostu myślę, już się czuję nieswojo. Jest 20:55, a ja od godziny jestem umyta, żywa [Bo posiedzenia w wannie ze zbyt gorącą wodą kradną moją świadomość, mnie. Dziś tak się stało. Pierwszy raz od bardzo dawna.].Ciągle okłamuję siebie i otoczenie, że się UCZĘ, że przecież wcale nie jest tak późno, że JUŻ się biorę za to cholerne streszczenie [bo przecież 3 tygodnie na lekturę to sporo czasu, na pewno przeczytam!] i jeszcze zdążę pomyśleć o bibliografii. Nie jest to jednak perspektywa tak przerażająca jak odjeżdżający autobus, o którym pisałam nieco wcześniej, dlatego też w hierarchii priorytetów nie rozrywa [jeszcze] sufitu, by przedzierać się na dach, ponad to wszystko.

Tak sobie myślę. Walentynki? Fajnie by było, choć chyba powoli odrywam się od tego schematu, niepotrzebne mi to specjalne święto, a już na pewno niepotrzebna przykrość z powodu, że się nie udało, bo jest praca i szkoła, szkoła i praca, brak czasu, brak możliwości. Wolę czuć się wyjątkowo przez cały czas, przechodzić zarówno przez uniesienia jak i codzienność, a najlepiej przez uniesienia w codzienności, gdyż lepszej syntezy chyba nie ma, gdy pozna się człowieka, który ma, wykorzystuje, pokazuje Ci ten czar.


Chciałabym zjeśćw tłusty czwartek pączka z budyniem i jednego z nadzieniem różanym [moje ulubione, koniecznie BEZ LUKRU!]. I chyba się skuszę, choć żal mi tego przegłodowanego weekendu. No ale, umówiłam się już z Panem Kotem po szkole, więc nie mam wyjścia. :)

Pora brać się do roboty, choć kompletnie nie wyobrażam sobie jutra, dobrowolnego zaszeregowania się w ławkach, udawania, że się pisze notatki. A ja chyba nawet nie mam kartek, nawet długopisu. I w ogóle mi to nie przeszkadza! To nie jest dobry znak, nie ze szkolnego punktu widzenia. Tylko że ja chciałabym już dalej, mówiłam. Już mnie nie przeraża matematyka, najważniejsza jest dla mnie praca z polskiego, ta pieprzona matura, zaliczenie i SRU, spadam stąd! Spełniać się tak prawdziwie, budować szczęście!


Koniec pisania, przestałam myśleć. Jestem niezwykle radosna, telefon, perspektywa autobusu o 12:10 prooosto tam! Cieszę się, że być może to jeszcze jedna szansa od losu, który jeszcze nie pozwolił mi tęsknić tak długodystansowo, to być może dopiero od jutra, 14:55. ;)


Cieszę się!

Program

ROK I:

taniec klasyczny
śpiew solowy
kształcenie słuchu
nauka o muzyce
pantomima
wybrane zagadnienia z historii teatru
gra aktorska
dykcja
charakteryzacja
taniec charakterystyczny
taniec współczesny
step (zajęcia warsztatowe)
fortepian
akompaniament
język włoski


ROK II:

taniec klasyczny
śpiew solowy
kształcenie słuchu
nauka o muzyce
pantomima
wybrane zagadnienia z historii teatru
gra aktorska
dykcja
charakteryzacja
taniec charakterystyczny
taniec współczesny
step (zajęcia warsztatowe)
fortepian
akompaniament
język włoski

+120h praktyki zawodowej we wskazanych przez dyrektora teatrach


ROK III:

taniec klasyczny
śpiew solowy
akompaniament
wybrane zagadnienia z historii teatru
partnerowanie
taniec współczesny
gra aktorska
step (zajęcia warsztatowe)


Kropka. Nie mogę się doczekać!


A teraz test osobowości, doza, a w zasadzie cała ich ciężarówka, tęsknoty, rozłąki.
Wraca stary świat, szkoła, praca, matura, okupowanie bramki sms w bibliotece.
Program. Trzeba obrać kierunek, stworzyć plan, PROGRAM, trzymać się go i wytrwale... trwać.


Kruchość, ulotność, wrażliwość.
Co się z Tobą dzieje, Marto?

Znalazłam. Po raz pierwszy mogę odpoczywać, polegać- tak całkowicie, porzucić wodze, kompas, adrenalinę przenieść na inne, przyjemne płaszczyzny.


Bolą mnie dłonie, nogi, ciało.
Pęka mi skóra. Wierzę, że przez nią wychodzą ze mnie resztki jadu, smutku i wszystkiego co złe.
Bo jakąś filozofię objąć trzeba, gdy wokół mróz, obowiązki i na co dzień setki ludzi, niektórzy bliscy, lecz tego jednego teraz będzie mi notorycznie brakowało. Ale damy radę. W to wierzę i to też słyszałam.

Pozdrawiamy!
Marta, Herbata i Kilogramy, Których Coraz Mniej!


"Blue lips."






sobota, 11 lutego 2012




Leniwa sobota i ja urządzamy sobie piknik w łóżku. Bez warstwy makijażu, z [w końcu!] pokręconymi włosami, których dziś- mam nadzieję- nie będę prostowała, zalewam się zieloną herbatą. I oto moje menu na dzień dzisiejszy. No, może skuszę się na czerwoną pomarańczę i słodkie pocałunki [Ich nigdy dość, mogę dostawać i kraść je bezkarnie!]. Wieczorne spotkania jak najbardziej lubię, choć muszę nad sobą popracować. Pora uwierzyć, że mogę sobie rozplanować dobrze czas, że nie muszę za każdym razem wybiegać z domu z duszą na ramieniu i wizją odjeżdżajacego autobusu, gdy dopiero ledwo co zapinam guziki płaszcza. Bolą mnie nogi, bolą bardzo, ale smarowanie ich kremem do rąk przynosi pierwsze efekty. :) Ta sobota nie może być jednak do końca leniwa- mój organizm musi odprowadzać nadmiar wody i toksyn,a ja muszę przeprosić się z 'Innym światem' Herlinga- Grudzińskiego [i skończyć go możliwie jak najszybciej, bo przecież mam tyle ciekawych książek do przeczytania!] oraz nauczyć się wstawać o 6 rano, co wiąże się również z pożegnaniem zasypiania o 2. Zwyczajnie pro forma, bo trochę nie wypada zaspać w poniedziałek, mimo że mam na 9:15 [ha!]. Znów odkryłam stare spodnie, rzucone kiedyś w kąt, bo nawet nie umiałam ich zapiąć, a teraz spadają mi z tyłka. Dobrze, bo moja garderoba w ostatnim czasie jest dosyć poważnie biedna. Wciąż mi dziwnie, nigdy nie pisałam tak rozlewnie, rzeczowo, a na pewno nigdy w sieci. Ale może to i dobrze, że ten kąt nie jest w ogóle rozpowszechniony i mało kto go czyta. No, może poza przyjaciółmi, osobami przypadkowymi i natrętnymi, próbującymi za wszelką cenę wiedzieć wszystko o moim życiu od października.


Brak mi śpiewu ptaków, trampek [trampków? Nigdy nie wiem.], ciepłych spacerów [bo wtedy mogą być naprawdę długie i przyjemne]... I w ogóle chciałabym już zdać maturę, rzucić to wszystko co było i cieszyć się zupełnie nowym rozdziałem, który póki co, skażony jeszcze w pewnych miejscach, całkowicie nowy być nie może, mimo nowego spojrzenia na wszystko. A wytchnienia potrzebuje wiele osób, więc kończmy to liceum! Lata chcę, już! Maja! Kwitnących mirabelek, wiśni i śliwek, uczulenia na trawę...

Jestem zachwycona koncertem Reginy Spektor w Londynie. Odpływam. "Fidelity" i miłego dnia!






piątek, 10 lutego 2012




I do not know
Where does it go
When it goes
Suddenly though
Everything’s slow
And i miss you so






Hm.
Chciałam znów coś napisać, ale jakoś tak mi słabo od dymu, słabo od dobroci
i nawet brzuch mnie boli jakoś tak pozytywnie.
Ferie zmarnowałam w pełni świadomie, oczywiście z punktu widzenia stricte szkolnego.
Bo jako Marta twierdzę, iż zmarnowane są może trochę, pod względem przytłaczających mnie obowiązków. Ale tak, hm, znalazłam w sobie iskrę zapalającą benzynową drogę w poszukiwaniu inspiracji, życia ducha. Więc przecież ok, prawda? 
Jakoś tak mi dziwnie, na inwentaryzacji były jakieś odgłosy, a tutaj dziwna cisza.
Lecz nie narzekam, dobrze mi tutaj, myślę o przeprowadzce niekoniecznie z bloga na bloga, za to z miasta do miasta, z życia do życia.
Chyba na nowo tyję, ale się nie przejmuję
[w każdym razie nie tak bardzo- czekam na ocieplenie parszywej pogody,
parszywych murów tej parszywej kamienicy i wracam do ćwiczeń! Póki co jest mi na nie za zimno, za zimno mi praktycznie na wszystko. No, prawie.]

Zadymiłam korytarz, po raz pierwszy opieprzyła mnie sąsiadka. Tożto historyczna chwila warta upamiętnienia. Za chwilę walentynki, tłusty czwartek, sprawdzian z historii, z matmy, góra sprawdzianów, potem jeszcze większa góra, jakieś próbne matury, jeszcze jakieś prawdziwe, a potem pyk, czerwiec, 25 okaże się, czy nadaję się do tego, co sobie wyznaczyłam za cel. No i wtedy to by było już 7 miesięcy. Fajnie, fajnie. Jestem radosna, choć ostatnio było mi dziwnie i wychodził, wydzierał się ze mnie okropny, męczący marudnik. Jednak wystarczy mi moja najlepsza na świecie tapeta na telefonie i od razu mi lepiej. LEPIEJ. To magiczne słowo i nie wiem, czy kiedyś osiąga swój limit. Czasem po prostu LEPIEJ maleje, jest zwyczajnie sinusoidalne. Ale i to przetrwam. Gdyż... ha. To już zostawię sobie! :)





poniedziałek, 6 lutego 2012

Śmieci, więcej śmieci.

Przyszedł wieczór, w który siedzę w, powiedzmy że już ciepłym pokoju, sadowiąc się w wygodnym łóżku, choć pora snu jeszcze daleka. Sen w ogóle ostatnio odszedł, jest trochę jak mój tata, choć on nie obiecuje, że przyjdzie, on po prostu jest zawsze, tylko nie wiadomo kiedy konkretnie [sen!].


Ferie? Co to są ferie? Spędzam ów dziwny czas fantastycznie, choć w zasadzie wegetuję na Orzegowskiej w mrozie z przerwami na kwitnięcie w lutym w miłym zakątku, w miłej atmosferze, przy miłym kimś. Mogłabym nawet to rozkwitanie nazwać feriami z przerwą na Orzegowską, bo fakty, liczby mówią same za siebie.

Wiele się ostatnio namówiłam. Bolały mnie usta, ale tak... dobrze, satysfakcjonująco. Opowiedziałam spory kawał życia, zupełnie bez uroku, który ponoć mam w sobie. Wtedy było za głośne mówienie, uwagi, by nie obudzić rodziców, wspomnienia, rumieńce na twarzy i ciepły ścisk na kanapie, przemiłe dzielenie się kołdrą. Nie potrafię chyba słuchać, a jeśli już to minutę i cokolwiek by do mnie nie dotarło, zaraz porównuję ze sobą, zaraz nawiązuję do jakichś wydarzeń ze swojego życia. Wstyd mi, muszę się oduczyć, choć co ja mogę za to, że tyle paplam, że tak mi dobrze w tym dziwnym i trudnym życiu, że wróciła iskra i chęć.

W tym miejscu zaniemówiłam, nadal zaniemawiam [?], jestem świadkiem nieświadomego wystukiwania słów na klawiaturze w zawieszeniu- stanie, gdy mózg pracuje w 100% i łowi muzykę jak wielki nos wchłaniający zapach najlepszej potrawy świata. Replay. Wracam.

Grzeje mnie herbata w termosie, jakaś taka ogólna zaduma i grzeje mnie nawet tęsknota [w której marznę bez Ciebie], ale tak, paradoksalnie grzeje, bo to dobra tęsknota, dobre uczucie, dobra relacja- nie ma tu ksztyny trucizny, ani konserwantów, więc jesteśmy na topie, jesteśmy potrawą przyswajalną dla środowiska [z pewnymi wyjątkami, ale to przecież norma].

Dawno tyle nie pisałam. Tyle mi się nie chciało. W sumie nadal mi się nie chce, cały ów blog stał się jakimś dziwnym śmietnikiem, który ku mojemu zdziwieniu jest czytany dość często przed dziwnych ludzi z różnych dziwnych stron [statystyki nie kłamią, pozdrowienia dla Rosji!].

A co to znaczy mieć religię, a co to znaczy kościół, proszę państwa? Czy jako osoba poza tym wszystkim, a przy tym skromna, jest się kimś gorszym tylko dlatego, że ma się jakieś swoje wyobrażenie? Ja wierzę w ludzi, wierzę w cień tolerancji i zrozumienia, w jakieś dobro, mimo że skurwysyństwo ma tutaj swój nieskończony obieg tak jak woda. Proszę mnie szanować, nawet jeśli się mnie nie rozumie. Bo ja robię to samo wobec wszystkich [i tu mogłabym nazwać sporą część społeczeństwa kretynami, ale tego NIE ROBIĘ]. I wierzę też w świat, w COŚ, że to Coś, Świat, zwraca. Że mamy od urodzenia wielką lokatę, która się mnoży. I przychodzi czas, że wiele nam się zwraca. Mimo że moje życie póki co jest jakieś pokręcone i mam strasznego pecha, ale w nim też wiele szcześcia, między innymi to, którego doświadczyłam parę miesięcy temu. Wierzę w nadzieję, w miłość, w szczęście, passę i w wiarę też wierzę [choć czasem jej brak]. No, wracając do tematu, wiara, religia i kościół to dla mnie słowa, wyrażenia, znaczenia trzy zupełnie odrębne, które dla wielu mogą być jednoznaczne, a mało kto zdaje sobie sprawę, że funkcjonować one mogą zupełnie oddzielne, można je sobie ustawiać w hierarchii wartości, a nawet niektóre wykreślać i przy tym wciąż być dobrym człowiekiem!


Pani Marto, zaskakuje mnie Pani.


I nawet mróz jakiś taki przyjazny, spiesząc w mrozie i kurwując na czym świat stoi za moje przeklęte spóźnialstwo, jestem w stanie wymyślić tekst, zaśpiewać go sobie, natomiast za cholerę zapamiętać dwa dni później. A zapisany nie został, bo było za zimno, by umieć obsłużyć telefon, uruchomić palce. I tak, Proszę Państwa, został mi tylko tytuł, fragment refrenu: w temperaturze minus milion. A reszta, ćś, być może ktoś, kiedyś, jakoś, z muzyką.



Chyba jednak polubięmoje słowne potyczki, rzadkie, acz spore. Kończy mi się passa, bardzo to czuję, zaraz skończy się na dobre. Tak więc nadal żyję w swoim małym światku, w wierze nie tylko w siebie, ale przede wszystkim w światło punktowe na mnie, ciepłe, wyróżniające, jakiś łut szczęścia, który jest jeszcze bardziej nieterminowy niż mój tata i sen.

Co słychać w szkole? Matura? Jaka matura?
"Muzyczność dzieła literackiego"
oraz
 "Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej"
przyćmiewają cały mój pomysł, który ponoć kiedyś miałam na swoją- jakie to szumne i dumne słowo- pracę. Pfffff. Nie będę więc werbalizowała swego etuzjazmu [to też zapożyczyłam, mało we mnie oryginalnosci, no chyba że dziś to już czas, gdy oryginalność jest miarą zapożyczeń] i powiem Wam 'cześć', a na koniec dodam kolejny zawiły fragment z dziwnego Martowego świata, bogatszego od wczoraj o kilka książek i westchnień. A na sam koniec jedno z moich dzisiejszych odkryć- Limboski.   Do znów.

Aha, na studia zostaję tutaj, w Gliwicach. Po maturze najpewniej będę pracowała, gdzieś. Zapracuję sobie na mikrofon i wakacje w Budapeszcie, a także na to, by nie były samotne. I na moje Martensy! To już za chwilę, po maturze!

***
Bo nie ma w świecie mienia większego niż mieć siebie nawzajem. (...) Mnie mały wystarczał z ust do ust haust powietrza, lecz powierzaliśmy sobie miejsca poufne i zapadali w siebie jak w śnieg. (...)
Zlizywaliśmy z siebie słowa, nie dając im wypowiedzień. (...) I zaraziła mnie tym uwiecznieniem, tym śmiechem, i śmialiśmy się już razem, była mi do śmiechu, o tak. (...) A potem, a potem byłem już tylko kłopotem, śladem nieudanej miłości, wyrzutem sumienia. (...) On po prostu był czujny, tak, to najlepsze słowo. Czujny w taki czuły sposób. (...) Zbliżałem nos do jej szyi i sprawdzałem, czy ona już snem pachnie. A kiedy już pachniała, sprawdzałem ostrożnie, czy aby na pewno wszystko w niej zasnęło. (...)

***

Pana Kuczoka uwielbiam zdecydowanie i w niecierpliwości czekam, czekam i czekam na Gnój. Chyba się nie doczekam, aż mi wstyd. No i, cholera, znowu piszę. Bo tyle mi w głowie, ech.

 Podziwiam wszystkich, którzy mnie rozumieją. A więc nie podziwiam nawet samej siebie.












czwartek, 2 lutego 2012








Portret kobiecy

Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.

środa, 1 lutego 2012

Miałam napisać krótko i dobitnie: Jestem szczęśliwa, żyję, kocham. Pozdrawiam Cię, krzycząca mi o nowe notatki Paulo. Miało być może coś jeszcze.





Tymczasem zmarłaś mi, w cholerę.


Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem? 


Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne. 


Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody. 


Wisława Szymborska.