wtorek, 10 stycznia 2012

Untitled

Jestem świadkiem wszystkich wahań we mnie, wokół mnie. Strasznie ruchomy to czas, jednak nie narzekam, dopóki w tym ruchu obecne są pozytywne sekundy, obserwacje migoczących świateł przez krople, jak zawsze Wtedy. To trudne do interpretacji, więc niech zostanie rzucone na trawienie milczeniu.

Ostatnio zaniedbałam ćwiczenia, muszę zacząć na nowo, trzy dni to bardzo dużo, mam wyrzuty sumienia.
Cieszę się jednak- mój tydzień w końcu pokusił się o zróżnicowanie. Jutro o 18:00 mój egzamin wewnętrzny, w środę poza rutynowymi korepetycjami poprawa z matematyki i w końcu, W KOŃCU spotkanie w sprawie projektu teatralnego (cieszę się!). W czwartek rozluźnienie, w piątek wielce koncert noworoczny w jakimś Zabrzu, w jakimś Gdzieś- nic nie wiem, to tylko takie urywkowe słowa: "17:00, Sienkiewicza, BĄDŹ, dwie nie-smętne piosenki, bardzo się cieszę, do zobaczenia." Mimo wszystko to miłe dostać telefon od dyrektora szkoły i MDK, nie spodziewałabym się tego. Swoją drogą to zabawne, skąd oni wzięli mój numer telefonu ;) W sobotę ćwiczymy po raz pierwszy poloneza, a w niedzielę znów próba z chłopcami! Licznik obrotów w skali tygodnia znacznie więc przyśpieszył.


Pomimo bolących uszu, jestem całkiem zadowolona, choć dostrzegam wiele mankamentów, niedociągnięć i poprawek, ale odezwała się we mnie jakaś taka iskierka nadziei, wiary w możliwości. Jakikolwiek cień publikacji tekstu przerastał moje wyobrażenia, ale suma sumarum nie było drastycznie.

Pierwszy raz poczułam dziś tak dobitnie odrębność, takie wewnętrzne "co ja tu, kurwa, robię?" wydzierało się ze mnie starannie. Nie podobało mi się dzisiejsze podejście mej wspaniałej klasy do żartu [całkiem udanego] na lekcji polskiego. Trzeba nauczyć się wyczuwać smak. Czuję się jak urywek tekstu, których ostatnio w mojej głowie naprawdę dużo, może coś znów pozlepiam, kto wie.

Spotykam znajomych ludzi, którzy mnie nie poznają, dziwią się, że tyle zmian zaszło, że niby to tak szybko, a przecież, cholera, to już pół roku, PÓŁ ROKU od mojego końca, upadku, czy to źle, że wstałam, zachciało mi się żyć z dala od wszystkiego, co stare, co złe? Czy to źle, że żyję? Świecie, halo, wypowiedz się teraz, nie milcz mi w twarz, szumiąc, gdy tylko się odwracam, odwagi!

Czas mi mija na muzyce, znów jak we wstępie- wokół mnie, we mnie.



Ty się boisz strachu,
boisz obrzydzenia
Ktoś zatruty sobą
nigdy się nie zmienia
...


Gdzie, gdzie ten mój liryzm z inwentaryzacji? Wracaj!













1 komentarz:

  1. Liryzm niekoniecznie jest potrzebny, żeby się wyrażać. Solidaryzuję się z Tobą w
    "co ja tu k.wa robię?!", szczególnie na chemii. A co do "zaskoczonych znajomych" to chyba powód do radości, że wracasz do życia, niżbyś miała tylko leżeć, użalać się nad swoją egzystencją i pożerać czekoladki w rozpaczy.

    - WiernyCzytacz

    OdpowiedzUsuń